Mrruuu!!! Obiecałam, że zajrzę to zajrzałam i jestem i patrzę.... i co widzę???? Zero komentarzy mojego ostatniego wpisu!!! Jestem kotką i jestem przyzwyczajona do tego, że się podziwia moją milutkość, kociość i i i... czy ja niewyraźnie miauczę???
No, dobrze, mrrrrraaauu, czas bym opowiedziała parę istotnych rzeczy o sobie. A więc, mam na imię Smerfetka (to już wiecie od mojej pani) i jestem niesforną białą kotką o oliwkowo-szarych oczkach. Nie chcę się chwalić, ale podobno jestem śliczna (to też już mam nadzieję wiecie). Wiodę spokojne, kocie życie u ludzi, którzy mnie UWIELBIAJĄ. Moja rodzina składa się z Małej Pani, Większej Pani i Pana, z którym egzystuję na dość napiętych stosunkach .
Od pewnego czasu nabrałam ochoty, żeby spisać wszystko to, co mi się przydarzyło. Kiedy moi właściciele już śpią, wychodzę potajemnie z koszyka i szepcę na ucho śpiącej pani, szacownej założycielce tego niezwykle kocianego blooga (niech jej będzie) wszystkie moje sekrety.Później, gdy się budzi spisuje je. Tak powstały “Szaleństwa Panny Kici”. “Czas zabawy rozpoczęty! Idzie pani z gazetą w dłoni i szaloną kicię goni”- oto zapowiedź małego co nieco z mojego krótkiego życia. A wszystko zaczęło się od… ale co wam będę opowiadać. Przeczytajcie sami! Cofnijmy się w czasie i poznajmy pierwszy dzień z życia Smerfetki.....
26 sierpień 2004 r.
Na początku, odkąd pamiętam, było cieplutko, milutko i przyjemnie. Dzieliłam brzuszek mojej kociej mamy z trojgiem pozostałych kociąt. Czasami przepychaliśmy się nawzajem, gdyż w naszym małym mieszkanku było trochę ciasno. Popychana przez moje kochane rodzeństwo leżałam skulona w kacie intensywnie ssąc jakąś miękką rurkę, z której leciało coś ciepłego. Pewnego, pięknego… mrm.. nawet nie wiem czego…w każdy razie nagle coś się zaczęło kotłować. Znowu zostałam ściśnięta, tylko o wiele mocniej. Wtedy usłyszałam ciche, jakby z oddali piszczenie. Potem jeszcze następne i następne. W końcu sama zostałam wypchnięta z mojego ciepłego mieszkanka na zimne i nieprzyjemne miejsce. Zaraz coś mokrego i szorstkiego zaczęło mnie pracowicie lizać. To była mama. Poznałam ją od razu. Głośne piski należały do moich kocich współlokatorów brzuszka. Nagle zalała mnie fala dziwnych dźwięków, tak różnych od tych, z którymi do tej pory miałam styczność. Nic nie widziałam, polegać tylko mogłam na zmysłu słuchu i dotyku. Taki właśnie był początek życia Panny Kici.
Ciąg dalszy nastąpi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz