Popularne posty

Szukaj na blogu

wtorek, 26 lutego 2013

Okiem Melkora. Trudne początki stosunków kocio-kocich.

Cześć Wam! Mam na imię Melkor, choć niekiedy nazywają mnie Gapciem (nie wiem czemu, wszak noszę imię zacnego Władcy Ciemności z dzieł Tolkiena) . Jak już zapewne wiecie z poprzedniej notki, jestem nowym kotem Autorki bloga. Aktualnie mam się dobrze, kochają mnie, rozpieszczają i karmią smakołykami. Smerfunia nie syczy już za każdym razem, ilekroć się do niej zbliżę, a do łapkoczynów dochodzi sporadycznie. Nadal jednak trzyma mnie na dystans, choć bardzo zabiegam o jej względy. Dzień przybycia do nowego domu był dla mnie bardzo trudny. Nie dość że miałem już za sobą kilkugodzinną podróż pociągiem, a potem spotkanie z czterema kocurami o silnych osobowościach w moim dawnym miejscu zamieszkania, to jeszcze w tym samym dniu zafundowano mi przeprowadzkę do całkiem nowego lokum. Tam czekała na mnie kolejna niespodzianka- całkiem biała kociczka o olikowo-zielonych oczach, która już na samym wstępie jednoznacznie dała mi do zrozumienia, że nie jestem proszonym gościem na jej terytorium. Próbowałem jej wytłumaczyć, że ja się tutaj nie wpraszałem, sami mnie przynieśli.
Dla rozładowania napięcia przeleciałem się trochę po schodach między piętrami, zwiedzając obce kąty w mocno przyspieszonym tempie. Spodobało mi się, że było tutaj tak dużo miejsca, bo jak dotąd razem z moją Panią zamieszkiwałem mały pokój, który wynajmowała, będąc na studiach. Starałem się, żeby w trakcie wędrówki po obcym domu nie natknąć się na białą, syczącą damę. Wówczas jeszcze żywiłem cichą nadzieję, że moje kochane Dwunogi zabiorą mnie z powrotem. Miałem jednak złe przeczucia. Po jakiejś godzinie ziściły się moje najgorsze obawy- Państwo szykowali się do wyjścia, zostawiając mnie na pastwę obcych Dwunogów i nieprzychylnie nastawionej kocicy. Co to wszystko miało znaczyć? Ze złości schowałem się pod stołem w salonie. Nie chciałem nawet pożegnać się z moją młodszą Panią. Coś do mnie mówiła, ale jej nie słuchałem. Wtedy jeszcze nie rozumiałem, dlaczego zostawiła mnie u obcych ludzi... 


Przez następne dwa dni byłem zdezorientowany i smutny. Jednocześnie ciekawiło mnie nowe miejsce, po kolei zwiedzałem wszystkie kąty i zaznaczyłem swoim zapachem (niech Smerfetka wie, że teraz też tu mieszkam!). Mój nowy Pan narzekał, że jestem zbyt żywiołowy i psotny. Próbowałem więc jakoś zdobyć jego uczucia, wszak jeszcze żaden Dwunóg nie zdołał się oprzeć mojemu nieodpartemu urokowi osobistemu, mru. Regularnie wskakiwałem więc na kolana Pana (czy tego chciał, czy nie), budziłem go o 6. rano (nie wiem zupełnie, dlaczego się wtedy denerwował). Kiedy mi czegoś zabraniał, obdarzałem go niewinnym, rozumnym spojrzeniem i przestawałem to robić (swoją drogą nie rozumiem, komu przeszkadza kot wspinający się na klamkę i otwierający sobie drzwi???). Ogólnie lubię te moje nowe Dwunogi. Żałuję tylko, że Smerfetka nie chce się ze mną bawić i syczy, ilekroć za bardzo się do niej zbliżę. Spoliczkowała mnie łapą, kiedy chciałem umyć jej futerko w pokojowych zamiarach. Nie wzruszyło jej nawet to, że specjalnie dla niej  tańczyłem ze sznurowadłem w pyszczku, mracząc i mrucząc. To mój popisowy numer, w którym poruszam się jak kaczka, pilnując, żeby nie nadepnąć tylną łapką na sznurek.  Moje Panie mówią, żebym się nie zniechęcał, że Smerfetka już taka jest, nigdy nie miała do czynienia z drugim kotem i pewnie potrzebuje więcej czasu. Czekam więc cierpliwie, aż nastąpi ten moment, kiedy po wspólnej zabawie umyjemy sobie nawzajem pyszczki. Władcy Ciemności się przecież nie odmawia, prawda??? 


@mrruuuuu...

1 komentarz:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...